Nie ma wielkich witryn, są za to perełki z drugiej ręki. W Chałupkach trwa jarmark staroci [ZDJĘCIA, WIDEO]
Nie ma tu wielkich reklam, błyszczących witryn ani sklepowych haseł. Jest natomiast zapach starych książek, dźwięk szkła uderzającego o szkło i rozmowy tych, którzy wiedzą, że warto patrzeć pod stół, za skrzynię, czasem do starego kartonu. Chałupki znów goszczą jarmark staroci. Zjeżdżają tu ludzie z całego Śląska i spoza niego. Dla niektórych to po prostu spacer. Dla innych – rytuał. – To taka podróż w czasie, tylko że można ją zabrać do domu – usłyszeliśmy od jednego z kupujących.
![Nie ma wielkich witryn, są za to perełki z drugiej ręki. W Chałupkach trwa jarmark staroci [ZDJĘCIA, WIDEO]](https://cdn2.dev2.nowiny.pl/im/v1/news-900-widen/2025/05/17/240316_1747481932_17430100.webp)
Jarmark wiosenny w Chałupkach trwa dwa dni. Wystawcy podkreślają, że większy ruch zazwyczaj przypada na niedzielę – wtedy, gdy nie trzeba iść do pracy, a ludzie szukają pomysłu na spędzenie wolnego czasu. Zmienna bywa tylko pogoda – a i ona nie zawsze zniechęca. Niektórzy przyjeżdżają z samego rana, zanim jeszcze na dobre rozłożą się wszystkie stoiska. Inni pojawiają się później, niespiesznie, przechodzą między stołami, zaglądają w kąty. Pytają o ceny, dopytują o historię przedmiotów. Czasem wracają.
Perełki, które tworzą dom
Z Rybnika do Chałupek przyjechały Weronika i Katarzyna – mama z córką. Nie pierwszy raz. Od kilku lat odwiedzają jarmarki staroci w różnych miastach: Pszczyna, Gliwice, Wodzisław Śląski, ich rodzinny Rybnik. Ale to właśnie w Chałupkach – mówią – można znaleźć najwięcej perełek. – Nie szukamy konkretów. Nie chodzi o Rosenthal, bo to wszyscy biorą. Chcemy coś innego, rzadkiego – tłumaczy Katarzyna. Jarmarki odwiedzają razem od czterech lat. Zaczęło się niewinnie – od wydarzenia w Rybniku. Potem usłyszały o Chałupkach. Trafiła się ładna pogoda, pojechały. I tak już zostało. – Zawróciło nam to w głowie – uśmiecha się Weronika.
Nie kolekcjonują dla samej kolekcji. Chodzi o dom. O rzeczy, które tworzą przestrzeń. – Mam styl secesyjny. Lubię wnętrza, które nie są z katalogu. Takie rzeczy znajduję właśnie tutaj – mówi Katarzyna. Nie liczy też się tylko wygląd. Równie ważna jest cena.
– Czasem można kupić coś tanio, ale to zależy od sprzedającego. Niektórzy wiedzą, co mają. Inni nie – dodaje.
Targowanie się to część gry. Tego dnia miały już dwie rzeczy: wieszak na kubki za 50 zł – trafi do kuchni, i kosz opancerzony mosiądzem – 100 zł, stanie na zadaszonym tarasie. Ale nadal się rozglądały.
Każdy szuka swojego skarbu
W tłumie kupujących spotykamy Bogdana z Krzyżanowic. W ręku trzyma ozdobny talerz za 10 zł. – Będzie na owoce – mówi. Od lat bywa na jarmarkach. Częściej kupuje ceramikę. Pogoda dziś nie sprzyja.
– Gdyby świeciło słońce, byłoby więcej wystawców – ocenia.
Z Czyżowic przyjechali Manuela i Dawid. Kupili ozdobną paterę. Jeszcze nie wiedzą, do czego ją wykorzystają. – Może coś dekoracyjnego – mówi Manuela. Cena: 35 zł. Jej zdaniem niska, jak na taki produkt. Bywa w sklepach z takimi rzeczami, zna ceny.
Kupowali już wiele: lampy, ubrania, dekoracje. Manuela wspomina, że jej zamiłowanie do antyków zaczęło się właśnie tu, osiem lat temu. Dawid potwierdza. Od tamtej pory odwiedzają jarmarki regularnie – również w Pszczynie i Wodzisławiu. Czy jeśli jadą dalej, to zawsze muszą coś kupić? – Niekoniecznie – odpowiadają. Ważny jest sam pobyt, kontakt z ludźmi, szukanie. A co najbardziej ich przyciąga? – To, że te rzeczy mają duszę – mówi Manuela.
Takich historii w Chałupkach jest więcej. Setki osób, setki osobistych kolekcji. Każdy szuka czegoś innego.
Historie zza stołów
Zdarza się, że wystawcy mają do pokonania wiele kilometrów. Rozmawiamy z mieszkańcami Rudy Śląskiej – w jedną stronę to około 70 kilometrów. Co ich tu przyciąga? – Jest miła atmosfera, tak inaczej, kiedyś widzieliśmy tu mieszkańców w strojach ludowych, zapamiętaliśmy to – opowiada Kasia.
– Przede wszystkim chodzi o to, że tu się dobrze spędza czas. Handluje się, ale tutaj chodzi o te rozmowy – dodaje Ryszard.
Dla nich Chałupki mają swój wyjątkowy klimat – także językowy. Mieszanie się polskiego i czeskiego brzmi dla nich egzotycznie, ale – jak mówią – nie ma problemu się dogadać. A rozmów nie brakuje.
– Co najczęściej kupują klienci? – pytamy. – Różnie, nie ma reguły, dlatego mamy asortyment zróżnicowany: obrazy, zegary, porcelana, rękodzieła. Nie widzą mody na jeden konkretny produkt. Są zbieracze i są ci, którzy trafiają na coś przypadkiem. Sami też kolekcjonują. Część rzeczy zostaje w domu, część – gdy się „opatrzy” – trafia dalej, żeby cieszyć kogoś innego. I zrobić miejsce na nowe znaleziska. – Bo w tej pasji tak naprawdę o to chodzi – słyszymy.
Wystawcy zauważają, że moda na przedmioty z duszą rośnie z roku na rok – także wśród młodych. Często to dziedzictwo rodzinne. Jeśli kolekcjonował ojciec albo mama – to zostaje we krwi. A później szuka się rzeczy, których nie ma na sklepowych półkach. Oprócz Chałupek bywają w Bytomiu, Mikołowie, Wodzisławiu Śląskim, Mysłowicach.
Jarmarki mają swoje zasady
Jedna z doświadczonych handlarek – prosi, by nie podawać jej imienia i nazwiska – przyznaje, że na jarmarku w Chałupkach bywa od lat. Ma swoich stałych klientów. Dla nich przywozi konkretny towar – przede wszystkim porcelanę. – Bo to, co sprzedaje się w Chałupkach, nie sprzedaje się w innych miejscach – mówi. – W Wodzisławiu i Bytomiu lepiej schodzi szkło.
Wiedza o tym, co i gdzie się sprzeda, to kwestia doświadczenia. Na pogodę narzeka – ale wie, że czasem się rozkręca. Dwa dni jarmarku nie oznaczają dla niej jednak większego utargu – przyznaje, że przy edycjach wiosennych sprzedaż rozkłada się na dwa dni.
Między szkłem a ceramiką
Na jarmarku spotykamy również wystawców z Raciborza. Ich stoisko przyciąga wzrok: szkło, mosiądz, rzeźbione konie, połyskujące kielichy. Pokazują nam swoje „perełki” – kielich ze szkła Murano z delikatną złotą obwódką, obok klasyczny serwis do kawy z Włocławka z subtelnymi złoceniami. Są też kryształowe kieliszki Remery – drogie i rzadko spotykane, jak mówią. Wśród nich – ceramiczne zwierzęta: koń, pies, każdy z nich wyceniony z osobna, bo każdy ma inną historię, inny detal.
Ceramiczne figurki potrafią kosztować ponad sto złotych. Porcelanowy serwis „Iwona” z Chodzieży wyceniono na ponad trzysta. Kielich z niebieską nóżką to wydatek rzędu stu pięćdziesięciu złotych – tyle samo kosztują niebieskie świeczniki z Ząbkowic. Ale chętnych nie brakuje.
– Ceramika i szkło nie wychodzą z mody – mówi wystawca.
Kupują je zarówno kolekcjonerzy, jak i ci, którzy po prostu chcą mieć w domu coś z duszą. Coś, czego nie znajdzie się na sklepowej półce.
Dawid Machecki